Przyszedłem na świat jako pierworodne dziecko w rodzinie pastora Kościoła Chrześcijan Baptystów. Od kiedy pamiętam byłem przekonany o istnieniu i świętości Jezusa Chrystusa. Mając ok.10 lat posiadałem już dużo większą wiedzę biblijną niż przeciętny dorosły Polak...

 

Znałem odpowiedzi na wiele pytań dotyczących Boga i zbawienia, znałem wiele historii biblijnych, jednak coś było nie tak.

 

Wiara jaką starałem się żyć, była wiarą moich rodziców. Posiadałem tylko wiedzę akademicką, ale moje życie nie było zgodne z tym co ta wiedza zawierała. W miarę dorastania, kiedy stałem się nastolatkiem, zacząłem prowadzić podwójne życie. W niedziele zakładałem maskę grzecznego pastorskiego syna, chodzącego do kościoła, siedzącego w kaplicy i słuchającego kazania. Natomiast w poniedziałek, w szkole byłem już wygadanym cwaniakiem i zapominałem o tym czego słuchałem dzień wcześniej. Nie byłem złym dzieckiem, albo rozrabiaką, ale byłem hipokrytą. Mówiłem że „kocham Jezusa” i musiałem nawet sporo z  tego powodu wycierpieć, a jednak nie należałem do Niego, łączyli mnie z Nim tylko moi rodzice, mówiący mi o Nim od dzieciństwa, kościół w niedzielę oraz spotykająca się w nim grupa młodzieżowa. Kiedy trzeba było się pomodlić, robiłem to, kiedy była potrzeba przeczytania fragmentu Biblii, robiłem to, ale to wszystko było kwestią wychowania, a nie szczerej relacji z Chrystusem. Zmawiałem przed spaniem modlitwę i przepraszałem Boga za różne grzechy, po czym drugiego dnia robiłem dokładnie to samo za co przepraszałem dzień wcześniej.

Mniej więcej na przełomie gimnazjum i liceum, w wakacje miałem jechać na chrześcijański obóz młodzieżowy jako pomocnik wychowawcy. Kilka dni przed wyjazdem zacząłem poważnie zastawiać się nad swoim życiem. Zrozumiałem że jest to jedna, wielka hipokryzja. Miałem jechać na obóz po to by być przykładem dla innych i mówić o Jezusie, podczas gdy ja sam osobiście Go nie znałem. Widziałem życie moich kolegów, którzy byli dla mnie bardzo ważni i zobaczyłem, że ono jest nic nie warte, toczy się wokół „dobrej zabawy”, muzyki, sprośnych lub rasistowskich dowcipów i komputera. Zobaczyłem to w jakiej hipokryzji i zakłamaniu ja sam jestem, próbując oszukać siebie i innych że jestem chrześcijaninem.

Zacząłem wtedy prosić Jezusa o prawdziwą przemianę serca, oto by zrobił z „niedzielnego chrześcijanina” prawdziwie wiernego sługę.

Moje życie stopniowo zaczęło się zmieniać. Zacząłem mieć prawdziwą relację z Bogiem, systematycznie chciałem poznawać jego Słowo i rozmawiać z nim przez modlitwę. Koledzy nie byli już dla mnie priorytetem, ich miejsce zajął Jezus. Moje życie nie stało się idealne, wciąż grzeszę jednak wiem, że każde takie zachowanie rani i obraża mojego Zbawiciela, chcę odwracać się od grzechu i dążyć do tego by stawać się jak On. Chcę ciągle poznawać Pismo Święte, bo wiem że tylko tam znajdę prawdę, chcę głosić ludziom dobrą nowinę o Jezusie Chrystusie, jedynej Osobie która może wyrwać człowieka z drogi do piekła. Teraz nie żyję już wiarą którą wpoili we mnie rodzice, ale osobistą relacją z Bogiem i jest to najwspanialsza rzecz jaka mi się przydarzyła.

Samuel Skrzypkowski