Autor: Jarosław "Fox" Krzyżanowski

Ci ludzie, wysłuchawszy mojej historii i doświadczeń, głęboko modlili się o moje wyzwolenie (...) Po około pół roku ciężkiej duchowej walki doszło do przełomu - przyjąłem Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela i narodziłem się na nowo w Duchu Świętym. Długie godziny sennych koszmarów, wiecznych niepokojów i głębokich stresów skończyły się raz na zawsze.

Poniższa niezwykła historia wydarzyła się naprawdę. Niezależnie, czy w nią uwierzysz, czy nie, być może stanie się dla Ciebie i innych realnym ostrzeżeniem. Przeczytaj i przemyśl to sam! Byłem katolikiem przez dwadzieścia lat, świadomie przez połowę tego okresu. „Włączono” mnie do tego wyznania bez mojej świadomości podczas „chrztu”. Dzisiaj mam 31 lat. Dziesięć lat temu wreszcie samodzielnie sięgnąłem po Biblię. Dlaczego i co się przedtem oraz potem wydarzyło, niech przedstawi to wyjęta z mojego życia krótka historia.

Tuż przed ukończeniem szkoły średniej poważnie zainteresowałem się naukami z pogranicza: parapsychologią i astrologią. Ponieważ zawsze interesowałem się tym, co dziwne, tajemnicze i ciekawe, zaangażowałem się szczególnie mocno w dziedzinę radiestezji i astropsychologii. Byłem swego czasu dość dobrze wprawionym radiestetą potrafiącym odnaleźć tzw. żyły wodne (kanały wody podziemnej), sieć geopatyczną ziemi (niewidzialne promieniowanie w kształcie sieci), miejsca „energetyczne mocy biopola” i inne parafizyczne anomalie. Nie stroniłem też od astrologii (miałem wręcz bzika na punkcie horoskopów i magicznych znaków) oraz tzw. białej magii (Feng-Shui - wpływ aranżacji wewnętrznej mieszkania na samopoczucie człowieka). W domu i w każdym innym miejscu noclegowym nie kładłem się spać bez wcześniejszego użycia wahadełka lub tzw. różdżki hiszpańskiej (krzyżujące się ze sobą zgięte druty, trzymane w obu dłoniach). Długo bym opisywał swoje sukcesy wykrywania w/w źródeł promieniowania i związane z tym częste przemeblowania w moim mieszkaniu i w mieszkaniach moich kolegów. Nie byłem „zawodowcem” w tej dziedzinie - ale uczyłem się od lepszych ode mnie. Po diagnozach radiestezyjnych zawsze było wiadomo, gdzie należy stawiać „ekran radiestezyjny” - specjalne urządzenie niwelujące ewentualny wpływ energii biopola na organizmy żywe. Jeśli ktoś pragnął poczuć się lepiej, mógł zasięgnąć odpowiedniej porady i uzyskać tzw. amulet, najczęściej kamień szlachetny lub minerał dopasowany do czyjegoś znaku zodiaku. Amulety te miały za zadanie regenerację i ochronę tzw. aury roztaczającej się wokół organizmu ludzkiego. Minerały lub kamienie przynoszące szczęście były dobierane przez prawdziwych mistrzów tej dziedziny. W razie potrzeby poszukujący pomocy mógł również uzyskać „obraz radiestezyjny” - specjalnie wykonany rysunek konturów subiektywnych. Należało go zawiesić na ścianie, wpatrywać się weń kilka razy dziennie, by dostrzec określoną postać. W moment wpatrywania i dostrzeżenia kogoś na obrazie wpisany był proces uzyskiwania energii biopola i stopniowego uzdrowienia organizmu. Największym fenomenem w parapsychologii jest akurat to, że w/w urządzenia i amulety naprawdę działają! Przynoszą szczęście i powodzenie. ALE TYLKO NA POCZĄTKU. W rzeczywistości uzależniają delikwenta od siebie, który na zawsze swój los kojarzy tylko z określonym przedmiotem. Niestety, nikt mnie nie ostrzegał przed zgubnym wpływem owych nauk (zwanych dalej okultyzmem), gdyż nawet członkowie Odnowy w Duchu Świętym, na której spotkania regularnie uczęszczałem, stosowali się chętnie i często do wskazań traktującej o tych naukach odpowiedniej literatury. Nikt nie był na tyle obeznany z Pismem Świętym, aby przekazać wszystkim zainteresowanym, że Biblia kategorycznie zabrania takich, czy podobnych praktyk! Ale nawet wówczas podzielałem zdanie wszystkich uczestników Odnowy, zwłaszcza gdy prowadzący nasze spotkania franciszkanin na jednym z nich wróżył dwóm dziewczynom z ręki...

Ten stan trwał ogólnie przez dwa lata. W tym czasie moje osobiste zaangażowanie w dziedzinę radiestezji wzrosło do tego stopnia, że czasami nawet nie potrzebowałem różdżki, wystarczyły mi do badań terenowych własne dłonie. Ponadto nauka ta zakłada istnienie różnych kolorów aury wokół człowieka, a także różnokolorowe promieniowanie oczek „siatki szwajcarskiej”. Jeżeli np. kolorem mojej aury jest zielony, to wówczas powinienem ustawić moje łóżko nie tylko poza zasięgiem żył wodnych, ale również w środku zielonego oka. Tam też powinno stać moje krzesło lub fotel, na którym najczęściej przebywam. Wszystko to mam czynić po to, aby zmagazynować w swoim organizmie tzw. pozytywną energię i poczuć się jak najlepiej. Wiedza i wyczucie wzrastały z dnia na dzień. I wtedy nastąpił kryzys. Uświadomiłem bowiem sobie, że jestem człowiekiem uzależnionym. Wszędzie, gdziekolwiek się udawałem, dla „bezpieczeństwa” były mi potrzebne przyrządy po-miarowe, nie potrafiłem bez zbadania przebiegu żył wodnych pod moim łóżkiem zasnąć, amulety były mi bardziej potrzebne niż osobista wiara w Boga i modlitwa. Przeżywałem straszne koszmary senne, czułem czyjąś obecność w moim pokoju, myślałem, że ktoś za mną chodzi, itp. Mój dalszy kolega, też radiesteta przeżywał bardzo podobne zdarzenia. Między innymi widział biedronki przemawiające doń z jego własnych ramion, tajemnicze stukanie, pukanie, odgłosy kroków w ciemnym pokoju, itp. Obaj myśleliśmy, że zwariujemy. Można by pomyśleć, że to nie „złe moce”, ale zwykła psychoza strachu zapoczątkowała i pogłębiła nasz stan. Nic bardziej mylącego! Sposób i metody naszych badań przyczyniały się do coraz lepszego samopoczucia na początku kariery radiestety i dlatego też wciągały nas bez przerwy weń głębiej i głębiej. Aż pewnego dnia przyszło rozczarowanie i strach. Lęk przed niebezpieczeństwem był tak silny (autentyczne poczucie zagrożenia przez pomieszanie zmysłów), że od razu zapragnąłem ucieczki do Kościoła katolickiego i modlitwy. Szczerze pragnąłem mocniej zaangażować się w Odnowę i „wiarę moich przodków”. Widziałem w tym mój jedyny ratunek. I wtedy stało się. 

Zaskoczenie poniższym faktem przeszło wszelkie oczekiwania i wyobrażenia. Można go z całą pewnością nazwać nieprawdopodobnym wręcz odkryciem. Gdy w modlitwie zwracałem się w kościele do obrazu Matki Boskiej, zupełnie niespodziewanie zauważyłem, że ten właśnie obraz, jak jemu podobne, i figury świętych, które otoczono najwyższą czcią, koncentrują i wydzielają energię silnej aury biopola, identycznej z cechami energii promieniowania żył wodnych lub tzw. siatki geopatycznej. Podobizny zachowują się jak „miejsca mocy” - koncentrują w sobie uzyskaną od biopola, aury wiernych, energię promieniowania, po czym oddają ją z powrotem, uzależniając od siebie. Często spotykane jest tu działanie odwrotne - figura lub obraz działają jak ekran radiestezyjny - niwelują nadmiar energii lub jej negatywny wpływ. Nie ma bowiem różnicy pomiędzy amuletem i jego działaniem na człowieka, a tzw. święconym medalikiem czy szkaplerzem. Ich wpływ na aurę jest identyczny, mechanizm działania pozostaje ten sam, tylko teoretycznie zadania są różne. Podobnie można tu porównać tzw. wodę święconą z naenergetyzowaną przez bioenergoterapeutę wodą mineralną. Odkrycie jest autentyczne i zostało potwierdzone przez innych radiestetów. Ci ludzie, nie znający nawet drugiego przykazania (...Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek (...) nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył...), potwierdzili swoim autorytetem i doświadczeniem, że nie wolno wykonywać ani sta-wiać żadnych podobizn w kościołach, ponieważ WSZYSTKIE one kumulują energię aury i energię biopola jak kondensatory, którą następnie oddają użytkownikom czyli nieświadomym niczego, modlącym się do nich wiernym. Te i inne doświadczenia, potwierdzone niezależnie ode mnie, odciągnęły mnie po pewnym czasie zdecydowanie od kultów Kościoła Rzymskokatolickiego. Długo przeżywałem swoje młodzieńcze i wstrząsające mnie wówczas do głębi doświadczenia. Wtedy wiedziałem już, że nie mogę pozostać w swoim „macierzystym” Kościele. Nawet gdybym to uczynił, większości rzeczy najzwyczajniej w świecie nie praktykowałbym. Pragnąłem jednak pozo-stać wierzącym chrześcijaninem. Jasne jednak stało się, że oto czeka mnie wyznaniowa emigracja. Jak powiedziałem na początku historii, sięgnąłem wreszcie samodzielnie po Biblię. Było to akurat w tym samym czasie, gdy odrzucałem radiestezję i poznałem wierzących, ewangelikalnych chrześcijan. Ci ludzie wysłuchawszy mojej historii i doświadczeń, głęboko modlili się o moje wyzwolenie. Wówczas po raz pierwszy w moim życiu zacząłem modlić się do Boga bez żadnych pośredników. Po około pół roku ciężkiej duchowej walki doszło do przełomu - przyjąłem Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela i narodziłem się na nowo w Duchu Świętym. Długie godziny sennych koszmarów, wiecznych niepokojów i głębokich stresów skończyły się raz na zawsze. Nikt mnie nie zmuszał - sam, bez niczyjego wpływu, wiedziony wiarą i osobistą relacją z Panem Jezusem, zmieniłem wyznanie na protestantyzm i jestem szczęśliwy do dziś. Mimo przeróżnych, czasem trudnych doświadczeń, trwam mocno w wierze i nie poddaję się. Nie uważam jednak, że jakikolwiek Kościół zbawia i jest bardziej prawdziwy nad inny, ...ponieważ łaską zbawieni jesteśmy przez wiarę i to nie z nas, Boży to dar, nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił... (Ef 2:8-9).

Dzisiaj mogę spać na żyłach wodnych, siatce geopatycznej ziemi, miejscach koncentracji mocy, i NIC SIĘ ZE MNĄ NIE DZIEJE. Po moim duchowym nawróceniu żadne z tych miejsc nie jest niebezpieczne i wiem, jestem głęboko przekonany, że to Duch Świę ty i wiara zbawia mnie i ochrania. Byłem na początku bardzo zaskoczony skutecznością mojej wiary oraz pogłębionej duchowości w konfrontacji z energiami promieniowania geopatycznego. Dopiero później w Piśmie Świętym znalazłem wyjaśnienie tego stanu rzeczy: Dałem wam moc, abyście deptali po wężach, skorpionach i po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej, a nic wam się nie stanie (Łk 10:19). Jaki z tego wszystkiego wynika wniosek?

Po pierwsze - radiestezja i astrologia tak samo jak cała parapsychologia są dziedzinami wróżbiarskimi, zdecydowanie ZAKAZANYMI przez Pismo Święte. Mój lud radzi się swojego drewna, a jego kij daje mu wyrocznię, gdyż duch wszeteczeństwa ich omamił... (Oz 4:12) i Niech się nie znajdzie u ciebie (...) ani wróżbita, ani czarodziej, ani wywoływacz duchów, ani wzywający zmarłych (...). Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni (5 M 18:10). Tak jak przy stawianiu kart Tarota, zadaje się pytanie tzw. Wyższemu Wymiarowi Inteligencji Pozazmysłowej, tak samo postępuje się przy badaniu terenu różdżkami lub wahadełkiem. Przyrządy te nie reagują na promieniowanie fizyczne, np. magnetyczne! Po drugie - jedyną obroną przed wpływem energii promieniowania żył wodnych, tak jak jedyną ochroną przed magią (okultyzmem), jest DUCHOWE NAWRÓCENIE.