Michał Szlachetka

Pewnego dnia obudziłem się na klatce schodowej ze strzykawką sterczącą z mojego ramienia i zdałem sobie sprawę, że straciłem wszystko. Sprzedałem wszystko, co miałem, nie handlowałem już narkotykami, bo zamiast sprzedawać towar, to go brałem

Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Ewangelią. Było to na „fosie” w Olsztynie. „Fosa” jest amfiteatrem zbudowanym w miejscu, gdzie kiedyś płynęła fosa olsztyńskiego zamku. Jest to miejsce, gdzie odbywają się przeróżne rockowe koncerty, a zarazem jest to centrum olsztyńskiej narkomanii. Są tam dwa murki stojące naprzeciwko siebie. Na jednym z nich siedziałem ja z grupą znajomych i handlowałem narkotykami, a po drugiej stronie - grupa zielonoświątkowców zwiastowała nam przebaczenie grzechów w Chrystusie. Siedziałem tam i wyśmiewałem świętych, krzycząc, że ich Bóg nie ma najwyraźniej mocy w tym miejscu. Kiedy odchodziłem stamtąd, nadal się śmiejąc, nie miałem jeszcze pojęcia, że już niedługo zapłacę za te słowa. 

Od tamtego wydarzenia moje życie zaczęło się coraz bardziej rozpadać. Miałem wtedy około szesnastu lat i od ponad roku brałem narkotyki. Paliłem marihuanę, brałem amfetaminę, a od niedługiego czasu zacząłem palić heroinę. Handlując narkotykami zarabiałem dużo pieniędzy, więc miałem za co ćpać. Brałem coraz więcej i więcej. W końcu stwierdziłem, że palenie heroiny już mi nie wystarcza, więc przerzuciłem się na zastrzyki. W tym czasie, także mocniej niż dotychczas, zaangażowałem się w okultyzm. Coraz częściej wróżyłem z kart tarota i organizowałem więcej seansów spirytystycznych. Narkotyki otworzyły mój umysł na duchową rzeczywistość, a okultystyczne praktyki dawały okazje do kontaktów z duchowymi istotami. Moje życie zaczęło się kręcić „od działki do działki”; prawie całkiem utraciłem kontakt z rzeczywistością.

Pewnego dnia obudziłem się na klatce schodowej ze strzykawką sterczącą z mojego ramienia i zdałem sobie sprawę, że straciłem wszystko. Sprzedałem wszystko, co miałem, nie handlowałem już narkotykami, bo zamiast sprzedawać towar, to go brałem. Moja mama niechętnie widywała mnie w domu, bo bała się, że znowu z niego coś ukradnę. Całe dnie spędzałem w opuszczonej fabryce cegieł, gdzie mieszkało wielu narkomanów. Zdałem sobie sprawę z beznadziei swojej sytuacji i zapragnąłem zmian. Było to w 1999r., kiedy ćpałem już ponad cztery lata.

Z wielką pomocą mojej mamy i jej znajomych pojechałem na detoks i trafiłem do ośrodka MONAR-u, gdzie miałem nauczyć się walczyć z moim uzależnieniem. Po około dwóch miesiącach przebywania w MONAR-ze, okazało się, że większość moich kolegów, którzy tam byli dłużej, ćpała w ośrodku, bez wiedzy kadry. Wtedy moje życie rozpadło się zupełnie. Pytałem sam siebie: Jeśli im to nie pomogło, to czy mnie pomoże? Co za różnica, czy będę ćpał tu, czy na zewnątrz? Nie pomagały mi ani wróżby z kart, ani wszyscy bogowie, w których wierzyłem.

Wtedy do MONAR-u przyjechała grupa chrześcijańskich misjonarzy i zwiastowali poselstwo, które słyszałem parę lat temu. Pamiętam dziewczynę, która mówiła o dwóch fundamentach, na których człowiek może budować swoje życie. Z pasją opowiadała o Bożym błogosławieństwie spływającym na człowieka, który buduje swoje życie na Chrystusie oraz o tragedii, która spotyka człowieka budującego na piasku. Moje serce było wypełnione buntem i goryczą. Korzystając z mojej okultystycznej wiedzy, zacząłem zadawać im pytania, na które nie od razu znali odpowiedź, ale kiedy dali mi Nowy Testament, przyjąłem go z wdzięcznością.

Nie musiałem długo czytać tej księgi. Tyle lat studiowania innych religii. Tyle lat słuchania nauk przeróżnych ludzi. Tyle lat wróżenia z kart, a wystarczyło jedno zdanie z tej księgi, aby wszystko runęło. I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi (J 8:32). To było tak, jakby sam Bóg z nieba zadawał mi pytanie: Czy twoja prawda wyswobodziła cię? W tej rozmowie musiałem być szczery i dopowiedziałem: NIE! Nic, w co wierzyłem, nie dało mi wolności, a więc nie mogło być prawdą! Moje serce było gotowe, kiedy następnym razem przyjechała do nas wspomniana wcześniej grupa i zapytali, czy jest ktoś, kto chciałby się modlić; wystrzeliłem do przodu, by prosić Jezusa o przebaczenie moich grzechów. Zostałem wyśmiany przez wszystkich moich kolegów z MONAR-u, ale zyskałem coś niepowtarzalnie cenniejszego. Wieczność zamieszkała w moim sercu, Najwyższy i Wszechmogący Bóg zaakceptował mnie i zamieszkał we mnie. Nigdy już nie byłem taki jak kiedyś.

Moje życie się zmieniło; już po kilku tygodniach byłem na tyle silny, że rozpaliłem piec, którym ogrzewany był budynek MONAR-u i wrzuciłem do ognia wszystkie okultystyczne książki i akcesoria. W duchu cytowałem Słowo Boże: I śmierć, i piekło zostały wrzucone do jeziora ognistego; owo jezioro ogniste, to druga śmierć (Obj 20:14), aby w ten sposób odciąć się od swojej przeszłości. Pociąg do narkotyków zniknął. Skończyłem leczenie w MONAR-ze, poszedłem do szkoły i zdałem maturę. Zamieszkałem w budynku żyrardowskiego Kościoła Chrześcijan Baptystów, gdzie też zostałem ochrzczony. Na chrzest zaprosiłem moją mamę, która była bardzo sceptyczna, ale kiedy zobaczyła mnie na własne oczy, sama uwierzyła. Płacząc przepraszała Boga i dziękowała za to, że zwrócił jej syna (dzisiaj mama jest członkiem zboru KChB w Olsztynie). Bóg napełnił mnie Duchem Świętym i dał mi poznać, że zbawienie polega na społeczności. A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś (J 17:3). Każdy człowiek ma możliwość osobistego poznania Boga. Bóg nadal woła: Gdzie jesteś? (1 M 3:9). On pragnie społeczności z człowiekiem. W naszym życiu modlitewnym jest możliwe coś więcej niż przeciętny monolog. Kiedy słyszę Boży głos, mam pewność, że Bóg jest nadal mną zainteresowany, to pomaga mi trwać w Nim.

Dzisiaj jestem studentem Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie-Radości. Bóg dał mi wspaniałą małżonkę i zaangażował nas w służbę misyjną w Otwocku. Powierzamy Bogu również resztę swojego życia i oglądamy w nim wiele wspaniałych rzeczy. Razem możemy powiedzieć, że Bóg jest Bogiem cudów. One nie przeminęły, wiem o tym, bo sam jestem jednym z nich. Jezus umarł także za narkomanów i ma moc wyciągnąć ich z nałogu.