Siedem ostatnich słów Jezusa na krzyżu

III  "Oto matka twoja"
(Ewangelia wg Jana 19, 25 - 27)

Autor: Mark Edworthy

Starożytny pisarz Eudamidas tuż przed śmiercią napisał w swoim testamencie: „Nakładam na Aretaeusza odpowiedzialność, ażeby ten opiekował i troszczył się o moją matkę”. Wszystkim nam wydaje się czymś naturalnym , że dzieci mają pragnienie zabezpieczenia potrzeb swoich starych rodziców. Także konający na krzyżu Jezus w chwili śmierci nie mógł zapomnieć o swojej mamie.

On również chciał zadbać o jej potrzeby oraz przyszłe życie. Pomimo strasznego cierpienia i męki, umierający Chrystus po siedmiokroć zabrał głos w jakże ważnych dla Niego sprawach. Po pierwsze, zawołał do Ojca: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią”. Po drugie, odniósł się do westchnienia umierającego obok złoczyńcy: „Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju”. Po trzecie, przemówił do swojej matki i stojącego obok niej swego umiłowanego ucznia. W Ewangelii Jana 19, 23-25 czytamy, jak to czterej żołnierze, zaraz po ukrzyżowaniu Jezusa wzięli się za dzielenie Jego szat. Całemu wydarzeniu musiały przyglądać się cztery niewiasty, które przyszły pod krzyż, by być blisko Jezusa w chwili Jego cierpienia i śmierci. Nie bały się stanąć przy krzyżu i okazać swego bólu, inaczej niż uczynili to apostołowie, którzy ogarnięci strachem postanowili uciec. Według Ewangelii Marka 15,40, jedna spośród niewiast opłakujących śmierć Jezusa miała na imię Salome. Niektórzy sądzą, iż Salome według opisu z Ewangelii Jana jest siostrą Marii - matki Jezusa. Jeżeli jest to prawdą, wówczas wynikało by z tego, iż Jezus i Jan byli kuzynami. Cóż, nie możemy mieć w tym przypadku całkowitej pewności, jednak przypuszczenie owe wydaje się dość interesującym. Sama rozmowa, do której dochodzi pomiędzy Jezusem, jego matką i przyjacielem w chwili tak tragicznej i bolesnej nacechowana jest niezwykłym spokojem i staje się swego rodzaju „oazą” pośród splotu dramatycznych wydarzeń związanych z krzyżowaniem Chrystusa. W tym właśnie fragmencie Ewangelii znajdujemy przepiękny obraz miłości matki do dziecka oraz obraz miłości dziecka do swojego rodzica. 

1. Miłość Matki 

Podczas gdy cały świat bezwzględnie odmówi nam miłości, tylko ta matczyna będzie trwać bez końca. Nawet bracia i siostry Jezusa uważali Go za szalonego. Z pewnością wielu ludzi pozwalało sobie na plotki dotyczące Marii i Jezusa. No tak, urodziła syna, ale nie był to syn jej męża.... Jednak pomimo wszystkich tych przykrości, Maria nigdy nie pozwoliła, by jej miłość do swego dziecka oziębła, ona zawsze stawała u jego boku. Jakiś czas temu, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Radości pod Warszawą usłyszałem pewną przykrą plotkę o naszym synu i naszej rodzinie. Na początku nie znałem powodu jej powstania, ale później dowiedziałem się, że kilka matek, których dzieci uczestniczyły w zajęciach Klubu Dziecięcego, jaki wówczas prowadziliśmy, nie było zadowolonych z faktu, że na naszych spotkaniach nie modlimy się do Marii. Było nam bardzo przykro, jednak miłość, która zespala naszą rodzinę pozwoliła nam przemóc ową plotkę, mamy także nadzieję, że nasza konsekwentna miłość do ludzi w Radości dopomogła stopić ich twarde serca. Rozważany fragment Ewangelii ukazuje nam miłości matki do syna. Jest ona wzorcem miłości bezwarunkowej, nie tylko miłości matki lub ojca, ale prawdziwej miłości do naszych bliźnich. O tym, co Biblia mówi na temat prawdziwej miłości, możemy równie dobrze dowiedzieć się ze znanego 13. rozdziału I Listu do Koryntian. W Ewangelii Jana 13,35 czytamy zaś: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie”. Cóż, prawdziwa miłość często jednak prowadzi do sytuacji, które mogą okazać się dla nas mało bezpieczne. Przebywanie oraz przyznawanie się do kogoś, kto został skazany na krzyż z pewnością nie było bezpieczne i wygodne. Z tego też powodu uczniowie Jezusa zdecydowali trzymać się z dala od umierającego na krzyżu swego Pana i Mistrza. 

Nic innego jak tylko miłość zaprowadziła Jima Eliota do Ameryki Północnej, aby zanieść Ewangelię Indianom. Dopóki dzielił się z nimi jedzeniem i innymi rzeczami materialnymi wszystko było w porządku, lecz kiedy zaczął dzielić się z nimi Dobrą Nowiną o Jezusie Chrystusie, został zabity. Bywa, że okazanie miłości jest bolesne i trzeba zapłacić za nie cenę swojego życia. W drugim rozdziale Ewangelii Łukasza czytamy o tym, że Maria usłyszała z ust Symeona pewne proroctwo: „także twoją własną duszę przeniknie miecz”. Tak też się stało; bycie świadkiem męczeńskiej śmierci własnego syna wydaje się doświadczeniem niemożliwym do pojęcia. Podobnie i niektórzy z nas z powodu swojego nawrócenia doświadczyli wiele bólu i zła ze strony rodziny, przyjaciół lub bliskich. Być może rodzice odwrócili się od ciebie, kiedy tylko usłyszeli, że postanowiłeś zawierzyć swoje życie Jezusowi Chrystusowi, być może twój brat albo siostra nie chcą zrozumieć twojej relacji z Jezusem. Pomimo tego wszystkiego Pan powołuje nas do miłości nawet wobec tych, którzy nas nienawidzą, aby miłość zatriumfowała i przemogła zło. W rozważanym 19. rozdziale Ewangelii Jana możemy jednak przyjrzeć się nie tylko miłości matki, ale także przypatrzyć się w czym objawia się miłość syna. 

2. Miłość Syna 

Jezus po raz trzeci przemówił na krzyżu: „Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją ów uczeń do siebie”. Wbrew powszechnemu nauczaniu niejednego z Kościołów, pewnym jest, że Jezus posiadał sześcioro rodzeństwa i prawdopodobnie wszyscy oni żyli jeszcze, kiedy On dopełniał swojej misji umierając na krzyżu. Ciekawym wydaje się fakt wyboru przez Jezusa do opieki nad swoją matką apostoła Jana zamiast swojego brata? Odpowiedź jest jednak prosta; powodem tego było to, że apostoł Jan był człowiekiem odrodzonym i wierzącym, a rodzeństwo Jezusa, nie. Interpretacja, która mówi o tym, iż jakoby Jezus prosi swoją matkę o opiekę nad kościołem, i że Jan reprezentuje cały Kościół, łamie wszelkie zasady hermeneutyki, a w dodatku pochodzi z V / VI , a nie z I wieku. 

Powróćmy jednak do naszego fragmentu, który rozważamy. W przeciągu sześciu godzin męczeńskiej śmierci na krzyżu, Jezus przemawiał siedem razy. Jedną z owych siedmiu rzeczy, była troska o przyszłe życie matki. Można więc uznać, że ostatnią „sprawą do załatwienia” przez Jezusa na ziemi było zapewnienie swojej matce domu i bezpieczeństwa. Wartym zauważenia jest, iż umierający Jezus nie przemawiał do swej matki li tylko jako syn, ale także jako Pan i założyciel Kościoła. 

Jezus był najstarszym synem i w tamtejszej kulturze, na nim właśnie spoczywała odpowiedzialność za rodziców. Widocznie ojciec już nie żył, a inne dzieci Marii nie uwierzyły w Jezusa Mesjasza. Dopiero później brat Jezusa, Jakub uwierzył i nawrócił się, a nawet został przywódcą Kościoła w Jerozolimie. Jednak kiedy Chrystus cierpiał i umierał na krzyżu, jego bracia i siostry ukryli się, lękając się o swoje bezpieczeństwo. Jezus, jako najstarszy syn, na którym ciążyła odpowiedzialność za rodziców nawet w chwili swojej śmierci chciał pamiętać o swojej matce i zadbać o jej życie. Apostoł Paweł pisał: „A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego” (I Tymoteusza 5,8). Jezus reagował jak syn, ale także jako Pan, który kocha wszystkich ludzi, szczególnie sieroty i wdowy. Psalm 68. mówi: ”Ojcem sierot i sędzią wdów jest Bóg w swym świętym przybytku”. 

Jakub, przyrodni brat Jezusa, napisał później w swoim liście (1,27): „Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat”. Jezus - Pan świata, zatroszczył się o wdowę. Jezus, jako Pan i założyciel Kościoła, przedstawił tu całkowicie nową podstawę relacji między ludźmi. Wiara w Niego jest głębsza i ważniejsza niż więzy krwi. Przez Jezusa, Maria znalazła prawdziwą społeczność z Janem. R.V.G. Tasker napisał: „Pod krzyżem Chrystusa urodziła się chrześcijańska społeczność. Ta społeczność jest zupełnie inna od ludzkiej społeczności, nie opiera się na więzach krwi, zainteresowaniach i wspólnych pragnieniach. Dlatego możemy czuć się swobodnie z wierzącymi, których nie znaliśmy wcześniej”. Jeden z moich znajomych mieszkał kiedyś na Ukrainie. Pewnego razu wraz z pastorem wybrali się w drogę do zboru w innej miejscowości. Tak się stało, że jego samochód zepsuł się i nie było innego wyjścia jak tylko udać się gdzieś do najbliższego zboru. Dzięki Bogu udało się, gospodarz przygotował im pokój i kolację, następnie pomógł zreperować samochód. Mieli tam prawdziwą społeczność, chociaż nigdy przedtem nie mieli okazji, by się poznać. Ja sam poznałem kiedyś w Polsce człowieka, którego własna rodzina wyrzuciła z domu na wieść o tym, że ten się nawrócił. Naturalnie poszedł on do swojego zboru, a pastor znalazł dla niego miejsce. Mówiąc do Jana, Jezus mówi także do każdego z nas. Bądź gotowy być synem lub córką dla wdowy. Bądź gotowy być ojcem duchowym lub matką dla dzieci. Kiedy jakiś czas temu mieszkałem wraz z rodziną w Krakowie, dwoje polskich dzieci zamieszkało z nami na okres trzech miesięcy. Ich rodzice nie chcieli się nimi interesować, a dziadkowie nie byli w stanie zapewnić im opieki. Jedyną ich szansą i przyszłością wydawał się Dom Dziecka. Ludzie nie rozumieli nas, dziwili się i często pytali: „Jaki jest tego sens, że pozwalacie im z wami mieszkać?” Zgodnie z nauczaniem Jezusa, takie postępowanie jest całkowicie normalne. Czy twój Kościół jest prawdziwą społecznością? Czy wszyscy są akceptowani i mają swoje miejsce? Jesteśmy odpowiedzialni za to, by kochać innych miłością bezwarunkową. Być może myślisz: „Dobrze, ale miłość ludzka jest inna od Bożej”. Masz rację, ale nasza miłość może zaprowadzić innych do prawdziwej miłości Boga. Słyszałem kiedyś bardzo ciekawą historię. Na początku XX wieku pewna młoda wdowa zdecydowała się odwiedzić krewnych, którzy mieszkali po drugiej stronie gór. Wędrowała niosąc na rękach swoje niemowlę. Wkrótce jednak zaczął padać śnieg, co spowodowało, że nieszczęśliwie zagubiła się i zabłądziła. Zdesperowana matka postanowiła zdjąć swoją kurtkę i bluzkę, by owinąć nimi synka, chroniąc go od przenikliwego mrozu. Następnego dnia odnalazł ich wujek. Kobieta już nie żyła, ale jej mały syn przeżył. Wkrótce odbył się pogrzeb, który poprowadził pastor miejscowego zboru. Wiele lat później syn tego pastora powrócił do tego miasteczka, by poprowadzić ewangelizację. Podczas jednego ze spotkań dzielił się tą historią, by zilustrować, czym jego zdaniem jest prawdziwa miłość. Na przykładzie tego wydarzenia chciał ukazać jaką miłością ukochał nas Bóg, że dał swojego Syna na śmierć, abyśmy mogli żyć wiecznie. Pośród zgromadzonych ludzi, przysłuchujących się zwiastowaniu ewangelii, był obecny pewien człowiek, który cierpiał na śmiertelną chorobę. Po nabożeństwie postanowił on zaprosić ewangelistę do swojego domu. Wyznał mu wówczas, że to właśnie on był tym małym chłopcem, którego matka zginęła, ratując go od śmierci. Przez całe swoje dotychczasowe życie był wdzięczny swojej matce za okazaną mu miłość, nigdy jednak nie potrafił zrozumieć, że Bóg ukochał go nie mniej niż ona. Postanowił wówczas oddać swoje życie Bogu i narodzić się na nowo. Wkrótce potem zmarł. Odszedł, by ponownie spotkać się ze swoją mamą. 

„Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: oto matka twoja!”. 
Gdyby dzisiaj Jezus zwrócił się do twojego zboru lub wspólnoty być może powiedziałby: „Oto rodzina twoja!”. „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie”.